TERLIKOTERROR

W popularnym społeczno-polityczno-kulturalnym czasopiśmie Do Rzeczy pan Tomasz P.Terlikowski w artykule Homoterror postanowił srogo rozprawić się homoseksualistami i lewactwem.  Pojęcia się w zasadzie przenikają, nie ma sensu ich kategoryzować. Homoseksualiści  to wyłącznie rozwiąźli mężczyźni o lewicowych poglądach, słabo wykształceni, nie czytają, nie znają żadnych badań, które zna redaktor Do Rzeczy. Zresztą w pogoni za pięciuset partnerami trudno wygospodarować  choć chwilę, żeby się zastanowić, „jak bardzo ja i moi  kochankowie roznoszą choroby”. No bo i kiedy?

Pan redaktor posługując się toposem odbytu i wirusowego zapalenia wątroby wyraźnie pokazuje, że wśród gejów śmiertelność wysoka, w wielkich mękach, z wizją ognia wiecznego potępienia. I zasadzie tak powinno być. Problem polega na tym, że autor ostrożnie wchodzi na pole kościoła katolickiego i artykułu nie wynika czy homoseksualni klerycy też mają pięciuset partnerów (spore seminarium musi być), i czy choroby dotyczą tylko świeckich czy też nie. Być może osoby duchowne mają zapewnioną obligatoryjnie terapię reparatywną i dzięki temu choroby się ich nie imają. W rozważania o pedofilii się redaktor ugmatwał, bo temat drażliwy dla instytucji, wymaga aparatu pojęciowego i empatii.

Ale za to w Waszyngtonie 81 % chorujących na syfilis to homoseksualni mężczyźni, jak  twierdzi autor tekstu z podtytułem „wszystko co powinniście wiedzieć o homoseksualizmie”. Ciekawe czy tak samo jest w Chojnicach lub Zielonej Górze?

Niezbyt zabawna ironia, którą redaktor rozpoczyna artykuł schematyzując grupy wykluczone i pokrzywdzone wprowadza nas w świat tradycji nierozumnej i w ośmieszanie   poprawności politycznej, która w swej istocie, odbiera prawo do opresji.  Tezą artykułu jest twierdzenie, że homoseksualiści mają ponoć specjalne prawa, a każda ich krytyka spotyka się histeryczną reakcją „różnej maści lewicowców i liberałów”.  A oni masowo, bez wyjątku niszczą tradycję narodową i rodzinną. Bo homoseksualiści przecież nie mają rodzin. Bo niby skąd? Z niewierności?

Panie Redaktorze,

z pewnością reprezentuje Pan heteronormatywną większość i za żadne skarby świata nie wpuści do swojej przestrzeni życiowej osób LGBTQIA. Heteronorma to naturalna wyższość, a zatem władza i prawo do pouczania.  Deklaratywnie daje Pan ludziom wolność, ale po prostu z dobrego serca i poczucia szacunku dla różnorodności – OSTRZEGA.  No cóż, należałby się  WIELKI  SZACUN, gdyby nie to, że:

wykorzystał Pan wszystkie możliwe metody manipulacyjne, żeby grupę LGBTQIA zdeprecjonować. Bardzo nieładnie posługuje się Pan prostym chwytem choroby, który w konsekwencji prowadzi do strachu – eksploatuje Pan motyw zarażania. Świadomie pisze Pan tylko o mężczyznach homoseksualnych, wykluczając różnorodność seksualną kobiet. Jako podmiot liryczny bezustannie podkreśla Pan  swoją bezstronność  i konsekwentne dążenie „do prawdziwej prawdy”. Wyraźnie widoczna jest troska o homoterrorystów.  Opublikował Pan artykułu w Do Rzeczy,  zatem nie naraża się Pan na wewnątrzredakcyjną dyskusję, a krytycznych głosów z zewnątrz może pan nie słuchać .

Jest Pan intelektualnie syty, z wypełnionym poczuciem misji. Ale proszę sobie wyobrazić rodziców wyposażonych w wiedzę z pańskiego artykułu, którzy muszą się zmierzyć z coming outem dziecka. Nie dość, że gej lub lesbijka, to jeszcze żółtaczka i syfilis, nowotwór i wykluczenie.  Sugeruje Pan też samobójstwo. I tu, niestety, Pana proroctwa się sprawdzają.

Teraz bez żartów. Naprawdę trudno z Panem żartować. Tym artykułem odbiera Pan prawo do dyskusji, sugeruje Pan pozorne ruchy i nieszczerą rozmowę. Nie broni Pan ani tradycji, ani rodziny, ogranicza Pan jedynie myślenie o nich.

Szczerze mówiąc nie chcemy z Panem polemizować na bazie procentów i badań. Nie dlatego, że nie możemy, bo damy radę. Ale dlatego, że uderza Pan tymi procentami w ludzi, których kochamy najbardziej na świecie – w nasze dzieci.  Wśród setek dzieci naszych i naszych przyjaciół praktycznie wszyscy żyją albo w stabilnych związkach, albo samotnie.  Podstawowym problemem zdrowotnym naszych dzieci nie są ani AIDS, ani WZW. Tym problemem jest depresja.  Depresja wynikająca z nieustannych obelg, badań „naukawych” i poczucia winy.

A teraz odpowiedź na Pana twierdzenie, że problemy psychiczne osób LGBTQIA są winą ich samych.  Otóż, ich dotkliwość jest znacznie mniejsza po zmianie otoczenia czyli po wyjeździe do krajów, gdzie nie czyha na nich troglodyta z kamieniem i  subtelny intelektualista, który mu ten kamień dostarczy.

 

Z nadzieją, że zboczy Pan z drogi „monologu pouczającego i ośmieszającego”
Z nadzieją, że zostanie Pan kiedyś sojusznikiem wszystkich rodzin
pozostajemy z wyrazami szacunku

Marek Błaszczyk prezes, Dorota Stobiecka wiceprezeska
My Rodzice – stowarzyszenie matek, ojców i sojuszników osób LGBTQIA

 

Zielona Góra – optymistyczne zamknięcie sezonu paradowego

Tydzień po bardzo nerwowym marszu w Lublinie odbył się marsz w Zielonej Górze.
Atmosfera była przemiła (mimo, że to był pierwszy marsz w tym mieście, a zwykle pierwsze parady są najtrudniejsze). Poza ponurymi facetami ze swoimi bardzo ponurymi, czarnymi bannerami, którzy demonstrowali kilkanaście minut za nami, nie było kontrakcji.

Skąd taka różnica między dwoma podobnej wielkości ośrodkami ośrodkami miejskimi (Lublinie, wybacz! Autorem tekstu jest warszawiak), nie wiem. Myślę, że odległość kulturowa między obu ośrodkami nie jest znowu taka wielka, a jakiegoś homofoba chyba się da w Zielonej Górze znaleźć. Czyżby wyjaśnieniem były wybory i próba zarobienia kilku punkcików przez działaczy PiS w Lublinie?

Po Marszu, razem z Alicją i Filipem Czeszykami z naszego Stowarzyszenia miałem przyjemność wziąć udział w panelu na tematy rodzinno/LGBT-owskie. Panel zaszczycił swoją wiedzą prof. Izdebski, a dla mnie jako słuchacza najciekawsze było wystąpienie geja Cezarego, jednego (wraz z dwiema mamami) z trójki rodziców z Tęczowych Rodzin. Cezary z zachwycającą prostotą opowiedział swoją historię – ojca dwójki dzieci, który wraz z partnerem gejem przeprowadził z sukcesem córkę i syna drogą od małego dziecka do dorosłości. Co najważniejsze, ani on, ani jego dzieci nigdy nie ukrywali, jak wygląda ich rodzina. I NIC SIĘ NIE STAŁO! Na pytanie, o agresję, której doświadczył on, jego syn i córka, odpowiedział, że nie mają takich doświadczeń. Na oczywiste pytanie, które padło potem, a jak to tłumaczysz ? – odpowiedział: i ja i moje dzieci nic nie ukrywaliśmy, byliśmy sobą. I takich nas ludzie zaakceptowali.

Może jednak różnice między Lublinem a Zieloną Górą różnica jest większa niż myślałem…

Marek Błaszczyk

Interseksualizm.org

Taki tytuł ma nowy portal uruchamiany przez Magdę Rakitę.

Magda jest osobą, do której pasuje określenie, że mogłaby zagrać jednocześnie Ali Babę i 40 rozbójników.  Z ogromną energią  pomaga w wyjściu z szafy osób interpłciowych.

30.10.2018 uczestniczyłem w spotkaniu z Magdą, na którym opowiadała i o interseksualizmie, i o sobie. Zamiast dawać definicje, powiem jak  zrozumiałem różnicę pomiędzy transpłciowością a interseksualizmem. Transpłciowość nie ma związku z ciałem. Osoba transpłciowa czuje się uwięziona  w ciele osoby innej płci. Osoba interseksualna ma jakieś fizycznie cechy tej drugiej płci. Dlatego (najczęściej, niestety) zajmują się ją lekarze.

A medycyna nie zajmuje się osobami zdrowymi.  Tworzy pojęcie normy zdrowia, i jeśli ktoś nie pasuje do tej normy żwawo się bierze za „znormalizowanie”. To, co sensownie działa w przypadku grypy, czy raka jest najczęściej bez sensu w przypadku interseksualizmu.

Po pierwsze – język. To, ze ktoś jest INNY, nie znaczy, że jest CHORY, że ma ZABURZENIA. Jest kilkanaście jednostek chorobowych, które medycy leczą, także operacyjnie.Duża część ma związek bardziej z dążeniem do porządkowania świata niż z rzeczywistym dbaniem o zdrowie osób interseksualnych.

Po drugie: sama kwalifikacja zdrowie/ choroba i pomijanie prawdopodobnych efektów ubocznych.

Przykład pierwszy: spodziectwo. Czyli, cewka moczowa u chłopaka kończy się wcześniej. Jaki kłopot wynika z pozostawienia sprawy, jak jest? Chłopiec będzie musiał siadać przy siusianiu, czyli niewygoda. Jaki kłopot wynika z „leczenia”? Blizna, która zostaje po operacji. Blizna nie rośnie tak, jak reszta ciała, więc konieczne są kolejne operacje. Czyli, niewygoda. No to się zastanowimy, która niewygoda jest bardziej dotkliwa. Może się o to spytać samego zainteresowanego? Najlepiej, kiedy sam będzie mógł w świadomy sposób podjąć decyzję, a nie operować niemowlę?

Przykład drugi: rodzi się dziewczynka. Po jakimś czasie się okazuje, że ma w brzuchu jądra. Pod pretekstem zagrożenia rakiem (statystyka tego nie potwierdza) lekarze operacyjnie usuwają jądra. I z tego wynika, ze  pacjentka do końca życia musi brać hormony. Dobór tych hormonów odbywa się metodą prób i błędów – bardzo dotkliwą dla pacjentki. w dodatku, dawka dobra dzisiaj, jest zła za miesiąc i trzeba całą procedurę dopasowywania powtarzać od początku. Hormony są drogie i czasem niedostępne w sprzedaży. Zaprzestanie ich brania powoduje poważną osteoporozę. Jak widać, warto by pomyśleć nad wyważeniem korzyści i strat.

Przykład trzeci i następne – od niektórych procedur medycznych wieje zgrozą i średniowieczem – np dziewczynkom rozciąga się pochwę.

Ale tego lekarze nie robią.  Albo nie pytają się rodziny o zgodę, albo żądają zgody w ciągu 15 minut nie dając żadnego czasu na dowiedzenie się czegokolwiek. Najczęściej przemilczają skutki uboczne proponowanej operacji.

Co najmniej tak samo okropna jest sfera psychiki. Specjaliści powtarzają ciągle „ale nikomu nie mów”, co powoduje, ze osoba interseksualna czuje się rozpaczliwie samotna i niezrozumiana. Magda dala przykład dwu interseksualnych sióstr, które, wychowywane razem, nie wiedziały o swoim interseksualizmie.

Wg Magdy Rakity praktycznie nie zdarzają się przypadki agresji w związku z ujawnieniem swojej interseksualności. A świat okazuje się przyjaźniejszy, a w dodatku pojawiają się w nim podobni, z czasem bliscy ludzie.

Marek Błaszczyk

Nie dla kontroli MEN w szkołach po akcji „Tęczowy Piątek”

Trudno było ukryć emocje podczas dzisiejszej wizyty rodziców osób LGBT w Ministerstwie Edukacji Narodowej, w obronie akcji KPH „Tęczowy Piątek” i przeciw kontrolom resortu w szkołach.Konferencję prasową zorganizowała Dorota Łoboda z Fundacji Rodzice Mają Głos, a poza naszym stowarzyszeniem głos zabrały także przedstawicielki Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej i Stowarzyszenia Akceptacja.

Jest masa historii, gdzie coming out dziecka kończy się zerwaniem więzi rodzinnych, bo w ludziach „siedzi strach”. A ten strach wynika z niewiedzy – podkreślał Marek Błaszczyk – prezes „My, Rodzice”. (pełen tekst wystąpienia poniżej)

Z kolei Ewa,Miastkowska mocno poruszona pytała – Czy obecność mojego dziecka w szkole będzie niedługo podlegała głosowaniu? […] Organizacje takie jak Ordo Iuris, czy Kościół katolicki, który zajął tutaj niechlubną postawę, powinien stać tutaj z nami – skwitowała. Głównym tematem wypowiedzi Ewy było jednak co innego: porównała odpowiedzi MEN na nasze listy, a w szczególności te fragmenty mówiące o swobodzie dyrektorów szkół w realizacji zadań wychowawczych z rzeczywistą praktyką nasyłania na szkoły kontroli i żądaniu wyjaśnień.

Niestety, do spotkania rodziców z przedstawicielami MEN nie doszło. Jednakże nasze postulaty odbiły się głośnym echem w mediach:

Tekst wystąpienia Marka Błaszczyka:

Jestem ojcem trojga dzieci i dziadkiem ośmiorga wnuków. Służbowo jestem prezesem ogólnopolskiej organizacji My, Rodzice. Nasze dzieci to osoby  homoseksualne i transpłciowe. Bardzo wiele nas dzieli, ale łączy nas na pewno to, że żadne z nas nie planowało bycia rodzicem osoby LGBT i każde z nas musiało przejść przez barierę własnej niewiedzy i uprzedzeń.

Znam setki historii o tzw coming out’ach. Czyli o chwili, gdy syn czy córka mówią, tato, mamo jestem gejem jestem lesbijką. Najczęściej to jest chwila wybuchu ostrego kryzysu. Czasem rodzina wychodzi z tego kryzysu silniejsza, tak jak to ma miejsce w przypadku rodzin naszych członków, a czasem jest to katastrofa, kiedy zostają zerwane wszystkie więzi rodzinne.

Skąd się biorą te negatywne reakcje? Z nieprzygotowania obu stron. Dziecko i rodzice funkcjonują  w otoczeniu, które mówi mu: to zboczeńcy pedofile, wszyscy chorują na AIDS.  Głównym czynnikiem decyzyjnym jest strach. A ten strach wynika z rozpaczliwej niewiedzy.

Jeżeli obie strony miałyby przygotowanie w rodzaju Tęczowego Piątku i wiedziały że homoseksualność i transpłciowość są pełnoprawnymi wariantami normy, a osoby LGBTQIA są takimi samymi ludźmi jak każdy z nas, w Polsce byłoby mniej cierpienia i rozbitych rodzin.

Działalność Stowarzyszenie M,R opiera na pięciu fundamentach

– Prawdzie

Orientacja, czy tożsamość płciowa nie są jedynymi cechami naszych dzieci, ale są dla nich ważne. Ich przemilczenie, nieprzyjęcie do wiadomości byłoby kłamstwem

– Rodzinie

Moja rodzina była i jest dla mnie ważna. I nikt, żaden minister czy biskup tego nie zmieni

– Odpowiedzialności

Ojcem będę do końca moich dni. Relacja z moimi dziećmi zmieniła się na bliskość dorosłych ludzi. Ale nikt mnie nie zwolni z obowiązku bycia ojcem odpowiedzialnym.

– Wiedzy

Uważamy, że szkoła i dom powinny uczyć rzeczy udowodnionych i prawdziwych jak teoria grawitacji, czy tego, że orientacja seksualna jest wrodzona jak np. leworęczność.

i Miłości

bo mało na świecie jest rzeczy równie trwałych jak miłość rodzicielska. Osobom atakującym ludzi, którzy robili Tęczowy Piątek mam do powiedzenia tyle: niszczycie miłość pomiędzy rodzicami a ich dziećmi, rozbijacie polskie rodziny.

 


W odpowiedzi na pytania prawne dotyczące Tęczowego Piątku – Kampania Przeciw Homofobii uruchomiła program bezpłatnych konsultacji prawnych dla szkół.
W celu uzyskania wsparcia prawnego należy wysłać maila na adres prawo@kph.org.pl

Unieważnienie konkursu

Informujemy, że ogłoszony w dn. 1 sierpnia 2018 r. konkurs na nowe logo stowarzyszenia „My, Rodzice” z przyczyn formalnych został unieważniony, zgodnie z § 10 pkt. 1.
Wszystkim uczestnikom serdecznie dziękujemy za udział, zaangażowanie i poświęcony czas.

Spotkania dla rodziców i osób LGBTQIA

Rodzice dla rodziców
oraz wszystkich, którzy chcą posłuchać i porozmawiać, również dla osób LGBTQIA.

Jesteś rodzicem osoby nieheteroseksualnej lub transpłciowej?
Boisz się nawet pomyśleć, że Twoje dziecko może być homo, biseksualne lub transpłciowe?
Wiesz, że Twoje dziecko jest nieheteroseksualne, ale nie masz odwagi o tym mówić?
Chciałbyś porozmawiać z kimś, kto przeszedł tę drogę?
Warto przyjść, posłuchać, zadać pytanie…
A może wśród Twoich znajomych są tacy rodzice? Przekaż im informację o spotkaniach.
Jeśli jesteś osobą nieheteroseksualną, nie masz z kim porozmawiać w najbliższym otoczeniu, nie czujesz wsparcia i zrozumienia, przyjdź na spotkanie, chętnie wysłuchamy Twojej historii, postaramy się pomóc.

Harmonogram spotkań 2018:

Elbląg, ul. Związku Jaszczurczego 17, sala nr 104, godz. 17.00
• 12 listopada 2018 r.
• 10 grudnia 2018 r.

Katowice, siedziba Stowarzyszenia Tęczówka, ul. Morcinka 3, spotkania w każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18.00
• 19 listopada 2018 r.
• 17 grudnia 2018 r.

Kraków, siedziba Polistrefy, ul. Zakątek 3, spotkania w każdy drugi poniedziałek miesiąca, godz. 18.00.
• 12 listopada 2018 r.
• 10 grudnia 2018 r.

Warszawa, siedziba KPH, Solec 30a, spotkania w poniedziałki miesiąca, godz. 18.00.
• 12 listopada 2018 r

 

List Artura Barbary Kapturkiewicz do biskupów

„Do biskupa Marka Mendyka oraz do wszystkich biskupów Konferencji Episkopatu Polski

w sprawie oświadczenia Komisji Wychowania Katolickiego KEP z dnia 25.10.2018:
Szkoła nie dla LGBTQ, rodzice mają prawo decydować

Już samym tytułem tego oświadczenia, dopuściliście się, biskupi, kolejnego, niewyobrażalnego aktu dyskryminacji wobec ludzi LGBTQ, tym razem wobec tych najmłodszych.
Według powyższego tytułu, kilka procent uczennic i uczniów (tych LGBTQ) nie ma nawet prawa uczęszczać do szkół w Polsce.
Oczywiście tym bardziej nie ma prawa do edukacji na swój temat. Do ochrony przed biciem, wyśmiewaniem i poniewieraniem. Do wsparcia ze strony nauczycieli i kolegów.
Tymczasem bez żadnego sprzeciwu z waszej strony, na katechezach i na kazaniach głoszona jest jawnie homofobia i transfobia.
Na skutek takich nauk osoby LGBTQ nie znajdują oparcia w rodzinach, cierpią prześladowania w szkołach i zakładach pracy. Niektóre i niektórzy odbierają sobie życie. Wielu leczy się latami z powodu depresji.
Wiele i wielu opuszcza Kościół aby ratować swoje zdrowie i życie.

Robicie wszystko biskupi, aby ludzie LGBTQ żyli w milczeniu i zastraszeniu, poczuciu winy za to kim są. Aby odchodzili z Kościoła, bo wtedy wydaje się wam że problem znika. Nie obchodzi was ich życie.
Umywacie ręce wobec ich cierpienia, i prześladowań które znoszą.
Boicie się panicznie i unikacie ludzi LGBTQ którzy siebie zaakceptowali, a szczególnie tych którzy pozostali w Kościele i pracują nad jego zmianą.
Wiecie dobrze, że byliśmy na rozmowach u niektórych z was. Umówić się było bardzo trudno, gdyż traktujecie nas jak trędowatych. Po takim spotkaniu, pomimo poprawnej atmosfery, robicie wszystko, aby nie doszło do kolejnego.
W rozmowach oraz w wysyłanych do was pismach prosiliśmy o napisanie publicznego listu do odczytania w kościołach, zawierającego słowa akceptacji i chrześcijańskiej miłości wobec ludzi LGBTQ. Proste słowa ratujące zdrowie i życie wielu.
Nie było was dotąd na to stać.
Nie znalazł się wśród was w Polsce żaden sprawiedliwy, który napisałby publicznie o nas coś dobrego.
Robią to za was inni ludzie – świeccy wierzący i niewierzący.
Jedyne co potraficie, to potępiać ich pracę.
Tak było dwa lata temu z kampanią „Przekażmy sobie znak pokoju”
Tak jest w tym roku z akcją Tęczowy Piątek.
Takie oświadczenia publikujecie niezwykle szybko i sprawnie.
Jeżeli nie potraficie czynić dobra, to przynajmniej nie przeszkadzajcie innym ludziom, którzy was wyręczają !
Obce są wam słowa Katechizmu Kościoła Katolickiego o szacunku, współczuciu i delikatności.
Nie bierzecie pod uwagę wypowiedzi jezuity Jamesa Martina, z biura komunikacji w Watykanie, który przemawiał na temat LGBTQ podczas Światowego Spotkania Rodzin w Dublinie oraz na Synodzie biskupów na temat młodzieży w 2018 roku. Koniecznie przeczytajcie dokładnie jego wypowiedzi ! (fragment na portalu DEON)

Jestem katolikiem z Kościoła rzymskokatolickiego. Ochrzczono mnie jako niemowlę i przyjęto do rodziny Kościoła. Uczono mnie religii, bierzmowano. Chodzę całe życie w niedzielę i święta na Mszę świętą. Mam ślub kościelny i żyję 33 lata w małżeństwie. Mam ochrzczone dorosłe dzieci. 32 lata pracuję jako lekarz medycyny.
Od 10 lat pomagam moim siostrom i braciom LGBTQ – wiem o czym piszę. Jestem współzałożycielem Grupy Polskich Chrześcijan LGBTQ Wiara i Tęcza. Obecnie działam w Fundacji Wiara i Tęcza. Jestem osobą transpłciową.

Wasz Kościół jest także moim Kościołem.
Jezus jest moim Panem i moją Miłością.
To On mówi w moim sercu, że aby móc uczciwie pozostać w Kościele rzymskokatolickim, muszę korzystać z klauzuli sumienia, co właśnie czynię wysyłając do was ten list i upubliczniając go.

Bracia biskupi, nawracajcie się i czyńcie dobro zamiast zła.
Czekam niestrudzenie na waszą wyciągniętą dłoń i zaproszenie do rozmów.
P
Barbara Kapturkiewicz (nieformalnie Artur)

mail: barka.202@gmail.com

list zostaje wysłany:
-na dostępne adresy mailowe ze strony KEP
-na dostępne adresy mailowe Kurii Krakowskiej
-na adres mojej Parafii
-do redakcji: Tygodnika Powszechnego, miesięcznika Znak, kwartalnika Więź, magazynu Kontakt, Gazety Wyborczej
-do Kampanii Przeciw Homofobii oraz innych organizacji LGBT w Polsce”

Publikujemy ten list, bo nikt tak dokładnie jak Artur Kapturkiewicz nie pokazał konfliktu pomiędzy wierzącym w Boga i kochającym Jezusem Chrystusem a zimnymi, powołującymi się ciągle na Prawo faryzeuszami.

Przemysław Staroń – Najlepszy Nauczyciel 2018

Przemysław Staroń z II Liceum Ogólnokształcącego imienia Bolesława Chrobrego w Sopocie otrzymał tytuł Nauczyciela Roku 2018. Na co dzień uczy filozofii, etyki, wiedzy o kulturze i historii sztuki i jest uwielbiany przez uczniów. Po roku pracy w szkole podwoiła się liczba uczestników na jego lekcjach etyki. Aktualnie w tych zajęciach bierze udział 75% uczniów liceum. Dwukrotnie przejął wychowawstwo w tzw. trudnych klasach, które „wyszły na prostą”. Jego uczniowie zdobyli 27 tytułów w Olimpiadzie Filozoficznej.

Staronia wybrano spośród 13 nauczycieli z całego kraju w konkursie, który od kilkunastu lat organizuje tygodnik „Głos Nauczycielski”.

Nagrody wręczono na Zamku Królewskim w Warszawie z okazji Dnia Edukacji Narodowej.

Odbierając nagrodę w swoim wystąpieniu odwołał się do Harry’ego Pottera – współczesnego bohatera powieści J.K. Rowling: Cztery lata temu stałem tu wśród nominowanych i dzięki Bogu nie otrzymałem tytułu Nauczyciela Roku. Wtedy nauczycielem roku zostałby człowiek, który nie jest kompletny, nie jest spójny, nie jest autentyczny i wiarygodny. Teraz z pierwszym insygnium już się uporałem. Jeżeli państwo czytali „Harry’ego Pottera”, to wiedzą państwo, że drugim insygnium był kamień wskrzeszenia. Harry użył go, kiedy szedł do Zakazanego Lasu, i wtedy wokół niego pojawili się bliscy.

Po tej wypowiedzi zaprosił na scenę rodzinę i swojego partnera zachęcając ich słowami: Chodźcie, nie bójcie się, najwyżej zabiorą mi tytuł. Chciałbym wam podziękować, tej części świata, bez której by mnie nie było.

Całość wystąpienia Laureat zamknął piękną klamrą: Bądźmy wszyscy dla siebie nauczycielami i uczniami. I to wtedy będzie miało sens.

I za te wspaniałe osiągnięcia, a przede wszystkim autentyczność i odwagę chcieliśmy mu serdecznie podziękować.


Nasz list do Przemysława Staronia:
Szanowny Panie,
z wielką przyjemnością oglądałam relację z wręczenia nagród Nauczyciel Roku 2018. Powiedział Pan ważne słowa o pracy i o misji zawodu bez patosu, z odwołaniem do symboliki literatury młodzieżowej. Równoważy Pan drogi i kody kulturowe, dzięki którym można porozumieć się z drugim człowiekiem.
Chapeau bas.
Dalsza część Pana wypowiedzi i zaproszenie na scenę rodziców, siostry, partnera i przyjaciół przyjęłam po prostu z ogromną radością. Moja radość jest tym większa, że piszę do Pana w imieniu stowarzyszenia matek, ojców i sojuszników osób LGBTQIA. Codziennie zmagamy się wykluczeniem własnym i innych. Staramy się pomagać. Pana gest, pokazanie, że Pana sukces jest także sukcesem Pana rodziny, w tym partnera, bardzo nas ucieszył i niezwykle wzmocnił.
Z pewnością przed nagrodą było wiele trudnych chwil, i Pana akt odwagi, w czasach szarych i coraz głośniej pomrukujących groźbami , dał nam nadzieję.
Przede wszystkim jednak chcielibyśmy pogratulować nagrody i życzyć wytrwałości w wykonywaniu trudnego zawodu nauczyciela. Zajmuje się Pan etyką, z której łatwo zrobić tubę propagandową i narzędzie manipulacji. Otrzymane wyróżnienie pozwala wierzyć, że ocalił Pan naukowy wymiar filozofii.
Z podziękowaniem i wyrazami szacunku dla Pana, całej Rodziny i Przyjaciół
Dorota Stobiecka
Wiceprezeska
Zarząd, Członkinie i Członkowie
My, Rodzice-stowarzyszenie matek, ojców i sojuszników osób LGBTQIA

PS. Jestem przekonana, że do tych słów uznania dołączyłoby wielu rodziców i sojuszników, którzy nie wiedzą o naszym istnieniu, a myślami są z Panem.


Odpowiedź Przemysława Staronia:

Wzruszenie odebrało mi mowę.
Dziękuję.
Nie macie pojęcia, jak wielkie miejsce w moim sercu wypełniła Wasza dobroć i Wasza miłość i Wasza wdzięczność.

Chociaż ja po prostu jestem sobą… Ale tym bardziej cieszę, że mogę wesprzeć innych.
Bądźmy w kontakcie.
Ściskam Was wszystkich!
Przemek
__________________
Minister Magii in spe

Zdjęcie: Leszek Szymański (PAP)

Relacja z I. Marszu Równości w Lublinie

Było bardzo dużo emocji, skrajnych. Od strachu i niedowierzania, do radości i dumy.
Zaczęło się, jak sami wiecie, niepewnością, czy do marszu w ogóle dojdzie. Pierwszy, mocny głos należał do Joanny Marzec z My, Rodzice Dzięki zaangażowaniu sprzymierzeńców i przyjaciół: Adama Bodnara, Anny Błaszczak- Banasiak, Anny Mazurczak, Dominiki Deputat, Bartka Przeciechowskiego i Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, ale przede wszystkim dzięki determinacji organizatorów, udało się. My też nie odpuszczaliśmy – pierwszy, mocny głos matki, który  odbił się szerokim echem w mediach, należał do Joanny Marzec, parę dni później na konferencję prasową przed radą miasta, która miała podjąć decyzję w sprawie Marszu, dołączył prezes Marek Błaszczyk, a na sam marsz dotarła większa grupa naszych matek i ojców.

Pogoda dopisała, ale politycy, swoimi homofobicznymi wypowiedziami, nie przysłużyli się bezpieczeństwu Marszu. Policji dziękujemy- jej działania sprawiły, że nikomu z nas, maszerujących, nie stała się krzywda.

Byliśmy z Wami, jesteśmy szczęśliwi, że zjawiliście się tak licznie, zachwyceni, że zjawiło się tak wiele młodych osób. Jesteście wspaniali, odważni, zdeterminowani, znający swoją wartość i swoje prawa. To Wy dokonacie zmiany, której się już nie da zatrzymać. Byli z nami nauczyciele i coraz liczniejsi rodzice.
Dzieje się. Rosnące napięcie spowodowało, że marsz nie schodzi z czołówek wiadomości od kilku dni.

Prezydencki minister, Andrzej Dera stwierdził, że każdy ma prawo do głoszenia swojej ideologii w sposób pokojowy, choć on sam jest przeciwny afirmowaniu homoseksualizmu. Ciekawe, czy jego ideologią jest heteroseksualizm? Ale rzeczywiście przyświeca nam pewna ideologia. Jest nią wiara w RÓWNE PRAWA, DEMOKRACJĘ I KONSTYTUCJĘ.

Stanowisko Stowarzyszenia My, Rodzice ws Marszu w Lublinie

Każdy polityk wie, że dobrze jest przekonać wyborców, że to właśnie on broni ich przed jakimś strasznym zagrożeniem. To zagrożenie nie powinno być prawdziwe , bo wtedy można mieć kłopoty lub wykazać się nieskutecznością, Lepiej gdy „wróg” w rzeczywistości jest niegroźny a zarzuty wobec niego lepiej wymyślić, niż mówić o rzeczywistych niebezpieczeństwach.
Dlatego łatwo jest walczyć z Marszem Równości, gdzie jedyne realne niebezpieczeństwo polega na tym, że osoby LGBT pokażą że TAK NAPRAWDĘ SĄ TAKIE, JAK WSZYSCY i nie ma się czego z ich strony obawiać.
Dlatego wszystkie polskie władze nic nie robią, aby zatrzymać rozwój ruchu neonazistowskiego, gdzie niebezpieczeństwo jest prawdziwe – próbują nas sterroryzować już dzisiaj i są groźniejsi z każdym dniem.
Dlatego najpierw wojewoda, a potem klub radnych PiS w Lublinie dostrzegli w Marszu Równości zagrożenie, przy którym pakt Ribbentrop-Mołotow to drobiazg. Dlatego też Prezydent Lublina zakazał Marszu. „Jakby coś się zdarzyło, to pamiętajcie drodzy wyborcy, że byłem przeciw” taki właśnie sygnał wysłał walcząc o swój słupek poparcia.
Jeśli chodzi o stosunek do osób LGBT jesteśmy gotowi wykazać identyczność publikacji „Voelklischer Beobachter” i haseł dzisiejszych polskich narodowców. Czasem trzeba tylko zamienić słowo „Żydzi” na słowo „lewacy”. W latach trzydziestych dalszym ciągiem tych publikacji było uwięzienie gejów (potem lesbijek) w obozach koncentracyjnych i śmierć większości z nich. Nikt z lubelskich polityków nawet się w tej sprawie nie zająknął.
Jako obywatele, wyrażamy swoje oburzenie z nierealizowaniem przez lubelskich: wojewodę, radnych i prezydenta swoich podstawowych obowiązków, zawracaniem głowy obywatelom nieistniejącymi zagrożeniami i lekceważeniem zagrożeń prawdziwych.
Jako rodzice osób LGBTQIA jesteśmy przerażeni. Szczujecie bandziorów na NASZE DZIECI. Przez Was zagrożone jest zdrowie, a nawet życie NASZYCH DZIECI!
Kiedy mówicie o wartościach rodzinnych – KŁAMIECIE! Wypędzacie NASZE DZIECI z NASZEGO KRAJU. Rozbijacie nasze rodziny! Negujecie akty przemocy, której setki przypadków znamy, a tysiące są ukrywane. Wmawiacie ludziom kłamstwa typu homoseksualista = pedofil i negujecie ludzkie nieszczęście, które tym wywołujecie.
Odczepcie się od Marszu Równości! Kosztem tego Waszego wyższego słupka poparcia w wyborach jest ludzkie życie.
Zarząd My, Rodzice – Stowarzyszenia matek, ojców i sojuszników osób LGBTQIA