Zielona Góra – optymistyczne zamknięcie sezonu paradowego

Tydzień po bardzo nerwowym marszu w Lublinie odbył się marsz w Zielonej Górze.
Atmosfera była przemiła (mimo, że to był pierwszy marsz w tym mieście, a zwykle pierwsze parady są najtrudniejsze). Poza ponurymi facetami ze swoimi bardzo ponurymi, czarnymi bannerami, którzy demonstrowali kilkanaście minut za nami, nie było kontrakcji.

Skąd taka różnica między dwoma podobnej wielkości ośrodkami ośrodkami miejskimi (Lublinie, wybacz! Autorem tekstu jest warszawiak), nie wiem. Myślę, że odległość kulturowa między obu ośrodkami nie jest znowu taka wielka, a jakiegoś homofoba chyba się da w Zielonej Górze znaleźć. Czyżby wyjaśnieniem były wybory i próba zarobienia kilku punkcików przez działaczy PiS w Lublinie?

Po Marszu, razem z Alicją i Filipem Czeszykami z naszego Stowarzyszenia miałem przyjemność wziąć udział w panelu na tematy rodzinno/LGBT-owskie. Panel zaszczycił swoją wiedzą prof. Izdebski, a dla mnie jako słuchacza najciekawsze było wystąpienie geja Cezarego, jednego (wraz z dwiema mamami) z trójki rodziców z Tęczowych Rodzin. Cezary z zachwycającą prostotą opowiedział swoją historię – ojca dwójki dzieci, który wraz z partnerem gejem przeprowadził z sukcesem córkę i syna drogą od małego dziecka do dorosłości. Co najważniejsze, ani on, ani jego dzieci nigdy nie ukrywali, jak wygląda ich rodzina. I NIC SIĘ NIE STAŁO! Na pytanie, o agresję, której doświadczył on, jego syn i córka, odpowiedział, że nie mają takich doświadczeń. Na oczywiste pytanie, które padło potem, a jak to tłumaczysz ? – odpowiedział: i ja i moje dzieci nic nie ukrywaliśmy, byliśmy sobą. I takich nas ludzie zaakceptowali.

Może jednak różnice między Lublinem a Zieloną Górą różnica jest większa niż myślałem…

Marek Błaszczyk