TERLIKOTERROR

W popularnym społeczno-polityczno-kulturalnym czasopiśmie Do Rzeczy pan Tomasz P.Terlikowski w artykule Homoterror postanowił srogo rozprawić się homoseksualistami i lewactwem.  Pojęcia się w zasadzie przenikają, nie ma sensu ich kategoryzować. Homoseksualiści  to wyłącznie rozwiąźli mężczyźni o lewicowych poglądach, słabo wykształceni, nie czytają, nie znają żadnych badań, które zna redaktor Do Rzeczy. Zresztą w pogoni za pięciuset partnerami trudno wygospodarować  choć chwilę, żeby się zastanowić, „jak bardzo ja i moi  kochankowie roznoszą choroby”. No bo i kiedy?

Pan redaktor posługując się toposem odbytu i wirusowego zapalenia wątroby wyraźnie pokazuje, że wśród gejów śmiertelność wysoka, w wielkich mękach, z wizją ognia wiecznego potępienia. I zasadzie tak powinno być. Problem polega na tym, że autor ostrożnie wchodzi na pole kościoła katolickiego i artykułu nie wynika czy homoseksualni klerycy też mają pięciuset partnerów (spore seminarium musi być), i czy choroby dotyczą tylko świeckich czy też nie. Być może osoby duchowne mają zapewnioną obligatoryjnie terapię reparatywną i dzięki temu choroby się ich nie imają. W rozważania o pedofilii się redaktor ugmatwał, bo temat drażliwy dla instytucji, wymaga aparatu pojęciowego i empatii.

Ale za to w Waszyngtonie 81 % chorujących na syfilis to homoseksualni mężczyźni, jak  twierdzi autor tekstu z podtytułem „wszystko co powinniście wiedzieć o homoseksualizmie”. Ciekawe czy tak samo jest w Chojnicach lub Zielonej Górze?

Niezbyt zabawna ironia, którą redaktor rozpoczyna artykuł schematyzując grupy wykluczone i pokrzywdzone wprowadza nas w świat tradycji nierozumnej i w ośmieszanie   poprawności politycznej, która w swej istocie, odbiera prawo do opresji.  Tezą artykułu jest twierdzenie, że homoseksualiści mają ponoć specjalne prawa, a każda ich krytyka spotyka się histeryczną reakcją „różnej maści lewicowców i liberałów”.  A oni masowo, bez wyjątku niszczą tradycję narodową i rodzinną. Bo homoseksualiści przecież nie mają rodzin. Bo niby skąd? Z niewierności?

Panie Redaktorze,

z pewnością reprezentuje Pan heteronormatywną większość i za żadne skarby świata nie wpuści do swojej przestrzeni życiowej osób LGBTQIA. Heteronorma to naturalna wyższość, a zatem władza i prawo do pouczania.  Deklaratywnie daje Pan ludziom wolność, ale po prostu z dobrego serca i poczucia szacunku dla różnorodności – OSTRZEGA.  No cóż, należałby się  WIELKI  SZACUN, gdyby nie to, że:

wykorzystał Pan wszystkie możliwe metody manipulacyjne, żeby grupę LGBTQIA zdeprecjonować. Bardzo nieładnie posługuje się Pan prostym chwytem choroby, który w konsekwencji prowadzi do strachu – eksploatuje Pan motyw zarażania. Świadomie pisze Pan tylko o mężczyznach homoseksualnych, wykluczając różnorodność seksualną kobiet. Jako podmiot liryczny bezustannie podkreśla Pan  swoją bezstronność  i konsekwentne dążenie „do prawdziwej prawdy”. Wyraźnie widoczna jest troska o homoterrorystów.  Opublikował Pan artykułu w Do Rzeczy,  zatem nie naraża się Pan na wewnątrzredakcyjną dyskusję, a krytycznych głosów z zewnątrz może pan nie słuchać .

Jest Pan intelektualnie syty, z wypełnionym poczuciem misji. Ale proszę sobie wyobrazić rodziców wyposażonych w wiedzę z pańskiego artykułu, którzy muszą się zmierzyć z coming outem dziecka. Nie dość, że gej lub lesbijka, to jeszcze żółtaczka i syfilis, nowotwór i wykluczenie.  Sugeruje Pan też samobójstwo. I tu, niestety, Pana proroctwa się sprawdzają.

Teraz bez żartów. Naprawdę trudno z Panem żartować. Tym artykułem odbiera Pan prawo do dyskusji, sugeruje Pan pozorne ruchy i nieszczerą rozmowę. Nie broni Pan ani tradycji, ani rodziny, ogranicza Pan jedynie myślenie o nich.

Szczerze mówiąc nie chcemy z Panem polemizować na bazie procentów i badań. Nie dlatego, że nie możemy, bo damy radę. Ale dlatego, że uderza Pan tymi procentami w ludzi, których kochamy najbardziej na świecie – w nasze dzieci.  Wśród setek dzieci naszych i naszych przyjaciół praktycznie wszyscy żyją albo w stabilnych związkach, albo samotnie.  Podstawowym problemem zdrowotnym naszych dzieci nie są ani AIDS, ani WZW. Tym problemem jest depresja.  Depresja wynikająca z nieustannych obelg, badań „naukawych” i poczucia winy.

A teraz odpowiedź na Pana twierdzenie, że problemy psychiczne osób LGBTQIA są winą ich samych.  Otóż, ich dotkliwość jest znacznie mniejsza po zmianie otoczenia czyli po wyjeździe do krajów, gdzie nie czyha na nich troglodyta z kamieniem i  subtelny intelektualista, który mu ten kamień dostarczy.

 

Z nadzieją, że zboczy Pan z drogi „monologu pouczającego i ośmieszającego”
Z nadzieją, że zostanie Pan kiedyś sojusznikiem wszystkich rodzin
pozostajemy z wyrazami szacunku

Marek Błaszczyk prezes, Dorota Stobiecka wiceprezeska
My Rodzice – stowarzyszenie matek, ojców i sojuszników osób LGBTQIA